Gdy leśnie ostępy Puszczy Mazowieckiej trakt zakroczymski przecinał, mała wioska Młoszczyny karczmy kłaniała się dachem, koniom i wędrowcom od wilków ochronę dając. Król co Moskwę bił, strażniki tutaj osadził, by żubra spokoju strzegli. Król, co koronę Bolesławów z wawelskiego skarbca ukradł, żubra zjadł i pasa popuściwszy, żubrówką popił. I choć Mocnym go zwali, cukrzyca za czyn ten skarała go srodze.
Fundacja Ja Wisła zaprasza w niedzielę 25 marca na dziesiąty spacer brzegiem Wisły. Spotykamy się o godzinie 11 w Parku Młociny przy Mc Donaldzie przy ul. Pułkowej.
Za murów miejskich budowę, wieś na lat osiem książę Warszawie nadał. Dziś warszawiaków rzesza mury miejskie opuszcza, by na Młocinach wczasu zażywać. Polany rekreacyjne wabią kiełbasek pieczonych zapachem. Puszczy płateczki dwa, linia szosy aut dzieli potokiem, że lis się nie przemknie biedaczek. Ku rzece skierujemy swe kroki lip aleją. Na wale wieża tajemna stoi, świerkami maskując się przed prawem zakazującym wznoszenia wszelakich budowli na wałach. Po piaskarni to strupek, która dziurę w Wiśle wierciła do 1985 roku. Kierownik nazwiskiem Ścibor, bokser przedwojenny, człowiek tutejszy, ciężarówek kursy liczył. Tak dobry w rachunkach był, że go w końcu zamknęli. Nie poddał się jednak systemowi i gdy wyszedł, garbarnie w piwnicy założył. Droga łęgiem wierzbowym, groblą przez łachę na kępę trawiastą prowadzi. Starsi mieszkańcy Młocin pamiętają że kępy tej wcześniej nie było. A tu gdzie w płytkich starorzeczach szczupaki figlują, rzeka normalnie płynęła i barki cumowały za wałem. Niecały kilometr poniżej przystań Młocińska stała, skąd statki do Warszawy odpływały. Dziś Artur Michalski fale wiślane trenuje, przed tysiąc kilometrową Zadyszką. Nieść kajak ulżymy, okazja będzie dobra o spływie pogadać z mistrzem. Przy Stawach Młocińskich eleganckie osiedle do wału przeciwpowodziowego się tuli. Krok dalej wał zagrodzony. Teren prywatny, proszę nie wchodzić przejścia nie ma, taki napis się czyta. Szanując wolnomularskie tradycje dawnych panów tej ziemi, przejdziemy więc jak zwierzyna: dołem. Oczyma duszy widok Młocin w Vogla akwareli przywołując: żaglowce u stóp pałacu i wiatrak holenderski na wzgórzu. Wilanów Północy, przez hrabiego Henryka von Bruhla wystawiony (1758 r), słynął z baletów królewskich, przy których ekscesy włoskiego premiera marnym są szkicem zaledwie. Syn jego Fryderyk Józef von Brühl miał wystrzałowe pomysły, i nie dość że młyn prochowy i ludwisarnie dla kul armatnich odlewania pod Łomiankami fundował, to artylerię Króla Stasia reorganizował, twierdze Rzeczypospolitej z Kamieńcem Podolskim na czele sprawiał i Korpus Inżynierów założył. A Warszawa zawdzięcza mu Straż Ogniową. Przed pierwszą wojną światową architekt Ignacy Miśkiewicz ujrzał tu Miasto-Ogród Młociny, niestety głównie przed oczyma duszy swojej. Dziś ostatnie chatki rybaków ustępują miejsca pałacom, ogrodów jakby mniej. Niewielu wie że sławny nad Wisłą ród Kaczyńskich z Młocin się wywodzi, a dziad największego z nich, jesiotrów łowcą był nieustraszonym. Pistacjowe ściany ponad ulica Farysa się wznoszą, to estakady wykańczanego właśnie Mostu Północnego im MSC. Trasa schodzi w dół, przy nie uruchomionym jeszcze potężnym burzowcu szara niepozorna droga prowadzi do najstraszliwszego z miejskich kolektorów ściekowych. Dziś jeszcze płyną nim do Wisły wszystkie ze zlewu i kibla resztki, anus stolicy. Zapach niezapomniany, rój mew poluje na ryby dobrze karmione. Na szczęście skandal ten wkrótce się skończy, gotowy jest już bowiem tunel pod dnem rzeki, którym ścieki popłyną do nowej oczyszczalni Czajka. Pod Północnym Mostem przemknąwszy, strumyk mały przeskoczymy, na którym bobry tamę zawzięcie budują. Wdrapiemy się na skarpę i zajrzymy na chwilę do Lasu Bielańskiego. Król Władysław IV sprowadził tu kontemplacyjny zakon Kamedułów z pod Krakowskich Bielan (1639 r ), od których koloru habitów Królewska Góra przyjęła nazwę Bielany. Podobno czasem w oknie klasztornej dzwonnicy zobaczyć można ducha Pana Michała Wołodyjowskiego, który po sercu złamania, tu chciał żywota dokonać. W okolicy spotkać można galopującego na osiołku Franciszku, Księdza Wojtka Drozdowicza, którego dobry duch promieniuje z Podziemi Kamedulskich na cały Las Bielański. U stóp skarpy z paszczy żeliwnego lewiatana od 1835 roku sączy się woda. Na źródła cokole w czerwonym piaskowcu wyryte są znaki Wysokości Wodozbioru Wisły dnia 15 marca 1888 r. i 11 marca1891 r. Nad rzeką dwie zatoki stalowymi ścianami w ląd się wrzynają, to ujęcia wodne zbudowane dla Huty Warszawa. Niepozorna ścieżka prowadząca pod nowym wałem doprowadzi nas do mało znanych stalowych polerów, które gdyby mówić umiały, opowiedziały by o boczno kołowych parostatkach Maurycego Fajansa, co do nich cumy wiązały. Ujście rzeczki Rudawki, biorącej nazwę od barwy wód swych, limonitem nasyconych, wspomina czasy Braci Evans i wypalania rud darniowych w prymitywnych dymarkach przez rolników wsi Ruda. Ominąwszy piaskarnię zlokalizowaną na tzw. gruzowni, czyli w miejscu gdzie na barki gruz z Warszawy ładowano, (by później wywalić go do Wisły, pod pretekstem prac regulacyjnych) dojdziemy do Kępy Potockiej. Dawniej na tej wiślanej wyspie trzy części wyróżniano: Potocką, Sopocką i Majoracką. Powodzie lat 20 i 30 minionego wieku wejście do łachy zapiaszczyły i wyspę do lądu przyłączono tamą na wysokości pl. Wilsona. Budowa żoliborskiego nasypu Wisłostrady ostatecznie odcięła łachę od Wisły i świadomości mieszkańców, którzy starą odnogę, kanałkiem pieszczotliwie nazywają. W chatce na drzewie latem mieszka młody Tarzan. Łęgi na kępie potockiej opanowane przez bobry, malownicze są bardzo i mało znane warszawiakom, bo trudne do przejścia w czasie większej wody. Tu więc zrobimy ognisko. Teren obfituje w grzędy i doły okresowo zalewane wodą i czasem się zdarza że po długim przedzieraniu ląduje się na cyplu wodą otoczonym. Drzewa obrośnięte lianami jak w dżungli amazońskiej. Ostatnie wyspy na Wiśle, następna dopiero w Wilanowie. W nurtach rzeki odbija się komin Elektrociepłowni. Teren gdzie Cyganie obóz rozbili. Krajobraz nadmorski zakłócają ślady opon quadów. Monumentalną galerię graffiti na filarach Mostu Grota z opaski zwiedzimy, by w las znów się zanurzyć, jest tam ukryte jeziorko, dzików kąpielisko i saren wodopój. Przedzierając się przez chaszcze trudno uwierzyć że były tu rojne i gwarne plaże, na które latem przychodził cały Żoliborz. Po przystaniach i wypożyczalniach kajaków śladu dziś nie ma prawie. Nie ma też domku Martaszka, lecz dziób jego łodzi jeszcze z brzegu wystaje jak pięść niepokornego piaskarza. Teren krwawych desantów dywizji Berlinga we wrześniu 44 roku. Żoliborski odcinek Wisły obfituje w wielkie głazy, podziwiać je można na brzegach , lepiej się z nimi nie spotkać płynąc, bo niektóre średnice kiosku ruchu osiągają. Przy niskim stanie wód tworzą rozległe rafy, z których największa znajduje się przy Klubie Spójnia. Dawniej były tam trzy pływające pomosty, przy jednym z nich kuterek Nurt cumował, niebieski z białą kabiną. Była sekcja motorowodna, żeglarska i kajakowa, o kolarskiej nie wspominając. Dwudziestu pięciu Olimpijczyków Klub Spójnia wychował. W szopie drewnianej szkutnik Łazarczyk, dziadek, finny i kajaki z mahoniu kleił. Z przedwojennego budynku do Wisły tory kolejki wąskotorowej wiodły po slipie. Bosman Jurek Majda gonił łepków, którzy na wózkach wjeżdżali do wody. Warto sfotografować pistacjowe drewniane budki, gdzie ORMO-wcy wódę pili, bo do historii przejść mogą przed Euro.
Trasa liczy ok. 10 kilometrów i pokonanie jej zajmie nam ok. 4 godzin. Meta na parkingu przy sklepie żeglarskim, ul. Wybrzeże Gdyńskie 2 (niedaleko pl. Wilsona), około godziny 15.
Jadę samochodem z Herbatnika i mogę zabrać 5 osób. Zainteresowani proszeni są o kontakt tel. 502 276 612. Wycieczka jest odpłatna w wysokości 20 zł bilet normalny, 10 zł bilet ulgowy (dzieci i młodzież, seniorzy). Trasa jest wymagająca, należy mieć dobre buty terenowe, polecam też stuptuty, można wziąć kijki NW. Na czas odpoczynku przy ognisku warto zabrać kiełbasę z żubra lub pasztet z bażanta na ruszt i herbatę w termosie, o skórach danieli na leża wymoszczenie nie wspominając.
Będzie to dziesiąty z cyklu czternastu spacerów pt.: CHODŹ NAD WISŁĘ, których łączna trasa przemierzy całość brzegów Wisły w Warszawie i nawet trochę tuż pod nią. Spacery będą odbywać się w każdą niedzielę do końca kwietnia. Celem projektu jest przybliżenie Wisły mieszkańcom Warszawy i okolic. Trasy są trudne, ale baaardzo piękne. Po drodze opowiadam historie i pokazuje miejsca, których nie zobaczycie w telewizji. Przejście całego szlaku Wisły warszawskiej otwiera oczy i umysły i nie pozwala ich już zamknąć. Kto pokona cały szlak, otrzyma od Fundacji dyplom uznania.
Przemek Pasek / Ja Wisła / tel. 502 276 612